tak ja nic nie czuje
Zabezpiecza się na wszelki wypadek, gdybyś chciał czegoś więcej, czego ona nie zamierza ci dać, bo zwyczajnie nie czuje do ciebie nic poza sympatią. Nie robi awantur. Kobieta, której zależy na facecie, gdy pojawią się sporne kwestie, lubi mówić o tym wprost. Natomiast koleżanka unika robienia awantur, ponieważ jesteś jej bliski
Twoja partnerka powinna wiedzieć, że ją kochasz dzięki temu, jak się czuje, gdy jesteście razem – a nie dzięki temu, co można zobaczyć na Facebooku. 19. Nie przeprasza i nie przyznaje się do winy. Możesz przeprosić, nawet nie uznając, że zrobiłeś coś nie tak, ale nigdy nie usłyszałeś od niej, że jest jej przykro.
Wcale nie jest łatwo jednoznacznie zdefiniować czym konkretnie jest niepokój. A jednocześnie jest to uczucie bardzo powszechne – każdy człowiek na pewnym etapie życia odczuwa niepokój i tak naprawdę nie jest to nic dziwnego. To normalne, że odczuwasz niepokój w pewnych sytuacjach, na przykład przed ważnym testem lub podczas
chodzi o to że jestem z moim chłopakiem miesiąc. i nie czuję tego do niego co czulam na początku gdy z nim byłam. jak mam mu to powiedzieć napisałam mu że muszę mu coś powiedzieć..i chcę to jemu napisać ale co zeby bylo nie za bardzo wrednie..moja przyjaciolka mi mowi ze mam z nim zerwacbo on jest świnią: (. 0 ocen
Odpowiedzi. odpowiedział (a) 03.05.2010 o 17:55. Najpierw musisz poznać swoje ciało aby sprawdzić co sprawia Tobie przyjemność. Jeżeli nic nie czujesz dotykając się sama,to może być kilka powodów.Albo byłaś pod wpływem alkoholu (niektóre kobiety nie mogą dojść gdy sobie trochę wypiją)albo byłaś na maksa zestresowana np
nonton a man and a woman 2016. Odpowiedzi po prosu przyzwyczailas sie do tej temperatury kotkekk odpowiedział(a) o 11:35 Przyzwyczaiłaś się do tego i wydaje ci się cieplo ;] Na pewno czujesz zimno tylko nie zwracasz na to uwagi. Jesteś przyzwyczajona do zimna. blocked odpowiedział(a) o 11:37 jesteś zacharowana. Albo, tak jak powiedział mój brat: ,,Masz szybkie krażenie krwi, a więc jest ci cieplej. Nie odczuwasz zimna tak, jak ooby z wolnym krążeniem krwi". Też tak wszyscy dookoła mają kurtki, ja mam jakiś bezrękawnik i krótkie spodnie bo mi ciepło. Czasem ich to nawet przeraża i pytają czy wszystko w porządku, a ja się tylko śmieję i nie rozumiem o co im chodzi. nie ja też tak mam chodze w krótkich spodenkach i nic moja mama cały czas mówi żebym się ubrała ona sama chodzi w golfie.. jak już powiedziano powyżej przyzwyczaiłaś się do tej temperatury, to tak samo jakbyś weszła na śnieg bez butów, najpierw jest ci zimno, potem przestajesz to czuć i myślisz że chodzisz po normalnej ziemi ( spróbuj, przyjemne uczucie) ;-) szanona odpowiedział(a) o 14:35 Jesteś przyzwyczajona do zimna;dSpoko ja też tak mam;p ) lola ( odpowiedział(a) o 21:43 Ja wychodze na dwór lekko ubrana w grudni, mi ciepło :) Pewnie ssię przyzwyczaiłaś Sama tak mam ktoś mnie tylko dotknie, i razu mówi, że to nie jest normalne itp. Z kolei ja się z tego potem śmieje i mówię, że nie jest mi zimno xd Po prostu przyzwyczaiłaś się, nie wiem czy to na ciebie też działa ale to jest tak samo jak wsadzić rękę pod lodowatą wodę na początek tak szczypie a po chwili masz wrażenie że ta woda jest jak wrzątek, co w sumie nie robi ci żadnego problemu ;) Jesteś morsem To normale jestes juz przyzwyczjona Ann! odpowiedział(a) o 11:35 Uważasz, że ktoś się myli? lub
@HieronimBerbelek: O stary! (ze sobie pozwole na takie spoufwalanie się) Wielu z nas przechodzi to samo. Zacznijmy od tego, że dziecko jest bardzo małe i logiczne, ze teraz jest Twoim obowiązkiem, a nie widzisz w nim osoby. Jak dziecko bedzie miało 2-4 lata, będzie Ci się rzucało na szyje, przynosiło termometr i co chwile wode, jak będziesz przeziębiony, albo Cie przytuli, gdy będzie Ci smutno, to poczujesz się lepiej! Zaczniesz je wtedy kochać jako człowieka, jako osobę w Twoim życiu. Druga sprawa. Nie daj się żonie, nie daj się schematom! Z małym dzieckiem można normalnie i szczęśliwie żyć! Jeździć na wakacje, zostawiać z babcią/opiekunką i isc na impreze i wrócić zalany o 4. Mozna tez wychodzic na zmianę z domu. Mozna uprawiac sport, pasje, wszystko. Dziecko to nie choroba. Choroba jest dzisiejsza mentalnosci i nadopiekunczosc. Kiedys ludzie mieli 11 dzieci i jakoś potrafili normalnie zyć. Nie daj się. Postaw na swoje szczescie, dziecku się nic nie stanie. Zrobisz tym przysługę wszystkim, zaraz powiem Ci "dlaczego". Jezeli teraz dasz sie stlamsic zonie, bo ona i spoleczenstwo oczekuje, ze bedziesz siedzial, jak kwowa przy dziecku 24h w domu, to później wasze małżeństwo się rozpadnie, tak jak rozpadlo sie moje. Bedzie to dla Ciebie najczarniejszy z mozliwych scenariuszy, bo bedziesz nienawidzil swojej polowki, a wtedy juz bedziesz szalenczo kochał swoje dziecko (wspomnisz moje slowa) i staniesz przed jednym z najgorszych dylematów w życiu mężczyzny. Ten dylemat to odejście od żony z dzieckiem. Trzecia sprawa: postaraj sie zorganizowac dla siebie milo czas z dzieckiem. Chodz na spacery, jezdzij na ryby, później na rower, zabieraj tam ze sobą dziecko i nie rób tak, że tylko dziecku ma być dobrze, a Tobie nie. Ja z tego okresu mam świetne też wspomnienia z dzieckiem, chociaz matka krzywo patrzyła, mówiła: "Czemu wieziesz dziecko na ryby? Będzie się męczyć w samochodzie 40 minut, a później nad wodą zmarznie. Idz z nią do ogrodu posiedź." I często jak idiota się łamałem i rezygnowałem z siebie. A wiesz co? Teraz moje dziecko pamięta te ryby, nie w sposób świadomy, ale bardzo lubi na nie jeździć, bo to jest mały człowiek! Tez wyczuwa, czy Ty jesteś szczęśliwy i czy dzielisz z dzieckiem pasje. Co do samego płaczu/ryku - jak dziecko nie przestaje plakac pomimo tego, ze zrobiłeś co mogłeś to załóż słuchawki. Jak żona się zajmuje w danym czasie, to niech sie zajmuje, a Ty wyjdz z domu/zaloz sluchawki. Masz prawo do odpoczynku, nie musisz byc meczennikiem, mimo ze kobieta by tego oczekiwala. Jak odpoczniesz, to chetnie zajmiesz sie troche dzieckiem. Pamietaj, nie rezygnuj z siebie! TLDR: PROBLEMEM NIE JEST TWOJE DZIECKO, ALE TWOJA KOBIETA!
Zepsułam się, nie dogadamy się, nie dam nic, nic dzisiaj nie powiem, nie będzie ze mną reakcji, przepraszam, niby mi przykro, ale przykro mi wcale, bo nie czuję nic, proszę próbować później, może jeszcze później, może kiedyś, nic nie zrobię, dzisiaj nie mój dzień, zresztą, nie posiadam żadnych dni na własność. Cierpię na notoryczny brak odpowiedzi na rzeczywistość. Chciałabym przestać mówić do siebie, halo, bo nikt mnie nie słucha, bo ja produkuję te słowa, wiąże je w zdania, dobieram, układam, chcę się otrząsnąć, krzyczę na siebie, potem próbuję delikatnie rozmawiać, chcę pomóc, chcę coś zrobić, halo, nie ma nikogo, budzę się po jakimś czasie, ocknę się, chyba się zamyśliłam, ktoś chyba coś mówił, otwieram wewnętrzne powieki i pytam co? Chciałabym mocno stąpać po ziemi, potknąć się o korzeń, przedziurawić sobie spodnie na kolanie, rozedrzeć skórę, pozwolić się krwi zmieszać z błotem i poczuć, wreszcie poczuć, jak woda utleniona szczypie moje mięso i czuć ten strach, zanim jej pierwsza kropla skapnie na rozdartą skórę, zagryźć usta, może uronić łzę, ale ja łez nie mam. Nie czuję nic, bardzo chciałabym, ale nie czuję nawet chęci i nie jest przykro, jestem pusta jak balon, jak głowa wielu ludzi, zero ze mnie uczuć, zero możesz ode mnie dostać, zero daję, nic nie biorę, neutralna jak Szwajcaria, pusta jak przestrzeń. Chcę sikać do rzeki. Chcę pluć ludziom do kawy. Chcę kraść pomarańcze ze stosik kobiet biednych, chcę dzwonić na bramkach w marketach i uciekać. Chcę czuć strach, gdy mówię, ci że wcale cie nie kocham. Chcę się uczepić twojej nogi, tak jak jako dziecko chwytałam nogi taty, aby nigdzie nie wychodził. Chcę się rzucić na podłogę, płakać na niej i kopać ściany, chcę wytłuc zastawę chociaż sama ją wybierałam, chcę wyrzucić meble przez okno, najlepiej wszystkie. Chcę śpiewać pod prysznicem. Chcę zawsze mieć w domu cięte kwiaty. Chcę czuć jak kłuje mnie serce na myśl, że mogę cię stracić. Gdy zamykasz za sobą drzwi, gonię cię, aby poinformować, że zostawiłeś swoją sztuczną paproć na moim parapecie. A ja ją podlewałam. Chcę kiedyś kogoś zatrzymać. Laura Makabresku: photography & fairy tales.
[Intro: Ja to tak czu-je, je, je, nie patrzę w tył, kiedy idę na szczyt Ja to tak czu-je, je, je, nie mów mi dziś jak powinienem żyć Ja to czuję jak...[Zwrotka 1: Wersow] Ej, ja to tak czuje, choć nie lubię dram Dawni przyjaciele na skrzynce mi robią spam Ja mam swoich ludzi, na życie już mamy plan Bo tanecznym krokiem przebiegniemy przez ten life Dalej Nowy Jork i Miami, różne stany w bani tak samo jak za oknami Od zawsze mam różowo przed oczami, bo widzimy marzenia, ale nie widzimy granic[Zwrotka 2: Mini Majk] Zimna jest wódka, gorąca pupa Ale przed majkiem stoję jak 2pac Nic mnie nie rusza, płynę na wersach Rozpalam ogień we wszystkich sercach Całе życie było pod górę, teraz pod nogami mam chmurę Z Krzychem tеraz wsiadam w tą furę Lecimy po swoje, ja to tak czuję[Refren: Ja to tak czu-je, je, je, nie patrzę w tył, kiedy idę na szczyt Ja to tak czu-je, je, je, nie mów mi dziś jak powinienem żyć Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt[Zwrotka 3: Friz] Robię sobie flex, robię dla was kino Zmontowałem ekipę, mów mi Tarantino (Friz) Jeden na milion, no a w necie masa imion A ja im starszy, tym lepszy jak wino Robię tylko to co czuję sercem Dawniej marzyłem by zrobić 6 zer (Cash) Może więcej, teraz jadę mercem, kiedyś może Lambo, może Rarri, może Bentley Usunąć: Rolki na nogach, a nie rolki pieniędzy[Zwrotka 4: Tromba] Trombabomba, styl jak Mortal Combat Ze mną jest ekipa, każdy z nich to dobra morda Wrzucamy to w sieć, nim wrzucimy to na kompakt Słuchaj tego na fonach i słuchaj tego na kompach Świeży styl dla mnie zawsze widać tu Powoduje szok, tak samo jak Pikachu No stres, czarny merc, szyba w dół Mam na sobie dres, robie flex, robię uuu[Refren: Ja to tak czu-je, je, je, nie patrzę w tył, kiedy idę na szczyt Ja to tak czu-je, je, je, nie mów mi dziś jak powinienem żyć Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt[Zwrotka 5: Krzychu] Krzychu wjeżdża i to jest sprawa wielka Siedzę w M2, lecz to nie kawalerka Opada szczęka nie jednemu co zerka Ponad 400 koni, 19 cali felga Robię skrrt, skrrt, skrrt, weź to powiedz Lecę sobie bokiem jak żużlowiec Lecę sobie tak o każdej porze Pod kołami dym, a z tłumika leci ogień[Zwrotka 6: Patec] Wchodzi Patec i znów zabija nudę Za chwilę inżynier, a póki co jeszcze student Do tego YouTuber i w sumie się nie gubię, bo robię to czuję, no i robię to co lubię Ja to czuję, kiedy reszta spada z krzesła Robię rewolucje zupełnie jak Magda Gessla J. Patecki, jest jeszcze jedna kwestia, zaparkuję wszędzie choć Picanto to nie Tesla[Refren: Ja to tak czu-je, je, je, nie patrzę w tył, kiedy idę na szczyt Ja to tak czu-je, je, je, nie mów mi dziś jak powinienem żyć Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt Ja to czuję jak nikt, nikt, nikt
Wiadomość filmy i seriale 20 lipca 2022, 15:37 Ostatnio zdałem sobie sprawę, że Marvela dopadł ten sam problem co markę Star Wars. Twórcy się po prostu pogubili. Thor: Miłość i Grom pomógł mi to zrozumieć. Premiery MCU nie wywołują takiej euforii jak kiedyś. Można rzec, nawiązując do klasyka, że „kiedyś to było, a teraz to nie ma”, ale to starodawne przysłowie w sumie się tutaj sprawdza. Jeszcze kilka lat temu każda nowość Marvela to było coś, na co wszyscy czekali. Nowi bohaterowie, coraz lepsze efekty specjalne, fabuła, która zaczyna mieć swój cel, hollywoodzkie gwiazdy. Mógłbym przyrównać to do beatlemanii – pozostawało cieszyć się, że żyjemy w tych czasach. A to wszystko miało miejsce jeszcze kilka lat temu. Nie mówię, że wszyscy, ale dziś wiele osób z dystansem podchodzi do kolejnych tytułów, z miejsca wyśmiewając Thor: Love and Thunder (a przecież jeszcze pięć lat temu zachwycali się Ragnarokiem) lub nabijając się ze ścieżki obranej przez np. Ms. Marvel (muzułmańska mniejszość otrzymuje swój serial, a biali widzowie zachowują się, jakby zatwierdzono przeciw nim największy wymiar kary). Skoro jeszcze ze mną jesteście (a nie piszecie w komentarzach, że gadam od rzeczy), to chciałbym zaznaczyć, że ten tekst nie będzie jednym wielkim „roastem”. Bowiem dokonuję tu pewnego (zapewne pretensjonalnego) wyznania: chociaż zawsze wyśmiewałem kino superbohaterskie, to w głębi duszy doceniałem uczucie, które mi ono dawało. Marvel od zawsze pozwala mi się odprężyć i docenić, w jaki sposób kinematografia rozwinęła się w ostatnich kilkunastu latach. Właśnie czytacie wyznanie osoby, która – od jakiegoś czasu – odczuwa nieustanny zawód całym Marvelem. Pozostaje jedno fundamentalne pytanie: to wina twórców czy mojego (i waszego) nastawienia? Narzekanie, które nie jest marudzeniemOd czasu Wojny bez granic nic od Marvela mnie nie zaskakuje. Świadomie pomijam Koniec gry, który był niezły, ale jakoś mi te podróże w czasie nie przypadły do gustu. Seriale co prawda na chwilę wprowadziły trochę powiewu świeżości, ale potem nadszedł np. Moon Knight, którego w ogóle nie czułem. Przez ostatnie kilka miesięcy uważałem, że jest to wina spadku jakości tych produkcji. Nawet nie wiecie, jak bardzo się myliłem (!). Fani (i nie tylko) zapewne mają podejście podobne do mojego. Liczba artykułów w sieci o tym, że Marvel idzie w ilość, a nie w jakość, jest oszałamiająca. Kiedy jakiś artykuł stara się bronić któregoś z tych tytułów, ludzie w komentarzach operują takim cynizmem, na jaki nigdy nie pozwolą sobie w realnym życiu. W końcu w sieci jesteśmy niby anonimowi, więc pozwalamy sobie na więcej. Chociaż recenzenci nie pieją już z zachwytu, a w Internecie znajdziemy masę negatywnych komentarzy na temat najnowszych produkcji Marvela (przykładowo: Ms. Marvel okazała się totalną porażką, jeśli chodzi o wyniki oglądania), to te filmy wciąż na siebie zarabiają. Narzekamy, ale płacimy i czekamy na więcej. Narzekamy, jednak zostajemy w kinach, by zobaczyć – coraz to głupsze – sceny po napisach. Dlaczego narzekamy? Narzekamy, bo chcemy poczuć to, co czuliśmy przy pierwszym Iron Manie czy Avengersach. A dziś już tego nie czujemy. Dlatego trudno nazwać to marudzeniem: nie bojkotujemy, nikt nie mówi, że MCU ma przestać istnieć. Nikt nie marudzi, że na co to komu. W końcu oglądamy. Na pierwszy rzut oka wygląda to na pewnego rodzaju pogodzenie się z tym, że aktualnie nie jest kolorowo. Wzdychamy, zawodząc pod nosem: „Może kolejny tytuł okaże się lepszy?”. I, podkreślam, mówi to osoba, która od zawsze należała do grupy, która najgłośniej krzyczała (a i tak oglądała). To złe, to głupie, to już kiedyś było – narzekałem, ale i tak oglądałem. Coś gadałem pod nosem, ale i tak bawiłem się zazwyczaj przednio. A teraz narzekam, ale nie odczuwam jakiejkolwiek frajdy. Narzekamy. Ale czy zastanawialiśmy się, kto tak naprawdę narzeka? Ten, który potrafi przelać swoje myśli na papier (czytaj: widz świadomy i +/- dorosły). Wrócę jeszcze do tego. Twardy do zgryzienia orzechZbyt wiele? Bez celu? Za dużo kombinowania? To pytania, które siedzą we mnie od czasu seansu najnowszego Thora. Czysta konstatacja, że film „jest mierny” nie będzie niczym odkrywczym. Bo dla mnie ogólnie jest, ale czy na pewno jest taki słaby? To nie jest recenzja filmowa, dlatego w podpunktach opiszę Wam swoje przemyślenia o Thorze: Miłość i grom: Nieśmieszne gagi zabijają tempo;Nieumiejętnie nakreślony antagonista, jest go zdecydowanie za mało (a jego decyzje, jak np. porwanie dzieci, są w ogóle nieangażujące); Thor jako śmieszny półgłówek to dziwny atawistyczny motyw w jego rozwoju;Postaci (np. Zeus), które są przerysowane aż do przesady;Taika znowu rozprawia o miłości, a film poprowadzony jest jak opowieść, którą moglibyśmy usłyszeć w przedszkolu;Film jest „zbyt dynamiczny” – ciągle coś się dzieje, bohaterowie nie dostają wystarczająco dużo czasu ekranowego na rozmowy na to, że niepotrzebnie się czepiam. Jak czytam te podpunkty, to wiem, komu się to wszystko na pewno spodoba. Otóż… młodszej widowni! Czy żarty w filmie naprawdę nie są zabawne? Posłuchajcie kinowego rechotu, wybierzcie się do kina wtedy, kiedy jest tam także wycieczka szkolna. A czy porwanie dzieciaków (Gorr niczym Baba Jaga) nie jest chociaż odrobinkę niepokojące? Zapytajcie młodych. Obstawiam, że ich podejście będzie nieco inne. Czy to źle, że nowy Thor to audiowizualna jazda bez trzymanki? To twardy orzech do zgryzienia, ponieważ punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A może dorośliśmy?Nierzadko zdarza mi się czytać komentarze na popularnej stronie do oceniania filmów – dobrze jest sobie zestawić poglądy zwykłych widzów i tych, którzy – przynajmniej według definicji – na produkcje powinni patrzeć głębiej, świadomiej, [wstaw czytelniku własny przymiotnik]. Właśnie tak, mówimy o krytykach i recenzentach filmowych. Znajomy z branży, o drugim Doktorze Strange’u pisał, że to typowa „marvelozrywka” (swoja drogą przewrotne słówko, brawo!). Zwrócił jednak uwagę na pewien szczegół (ktoś zaraz napisze, że to jest oczywista oczywistość, ale pozwólcie mi odkrywać Amerykę). Mianowicie zdał krótką relację z zasłyszanego po seansie dialogu, gdzie jeden chłopczyk mówi do drugiego proste zdanie składające się z czterech wyrazów. Przeczytajcie to kilka razy, bo powiedział to ktoś, kto zapewne ma największe prawo (?) do oceniania filmów Marvela. Kto ocenia te filmy? Wykształceni recenzenci; ludzie, którzy potrafią świadomie posługiwać się klawiaturą; osoby zakładające konta na portalach filmowych; nieraz widzowie, których już stać na zakup platform streamingowych. Czy możemy dołączyć do tej grupy dzieciaki do lat np. piętnastu? Na powyższe pytanie nie odpowiadam. Ale czy ci sami młodociani widzowie oglądają te filmy bez wystawiania ocen i gwiazdeczek? Jak najbardziej. I jeszcze dokładają z portfela rodziców. Sam miałem dwanaście lat, kiedy wychodzili pierwsi Avengersi. Wiecie, jak wyglądało moje życie przed pójściem do kina? Codziennie odliczałem dni do premiery i oglądałem zwiastuny. Natomiast jak funkcjonowałem po – jakże niezwykłym – seansie (w sumie mógłbym to nawet nazwać filmowym doświadczeniem)? Patrzyłem, czy mój nowy ulubiony film ma dobre oceny w sieci i czy każdemu się podobało. A jak ktoś mądrzejszy ode mnie niszczył Avengersów w recenzji, to robiło mi się w sumie smutno. Takie dziecięce i naiwne myślenie: „Taki fajny film stworzyli, aktorzy tak super grali, to o co chodzi?”. Nie podobało mi się, że ludzie są tak zawistni wobec miłego filmu o bohaterach w pelerynkach. I nie piszę tego ironicznie, moja mała głowa w ogóle nie potrafiła rozprawić się z tym faktem, czy w jakiś sposób zrozumieć ten recenzencki proces. Chodziłem na masę Marveli i nie pisałem później żadnych komentarzy ani nie wystawiałem gwiazdek. Według mnie negatywny odbiór ostatnich dzieł Marvela nie jest sentyment do pierwszych filmów, albo uważanie, że kiedyś to było lepiej. Moim zdaniem Marvel Studios po prostu wypuszczało zbyt dużo, doiło krowę ile wlezie i wszystkie najciekawsze wątki zostały wykorzystane, rzucone na sam początek. Jedyne co pozostało to historie, które będą pasjonować o wiele mniejsze grono ludzi. Ostatnie rewelacje dotyczące warunków współpracy z gigantem oraz tego jak on opłaca twórców komiksów, zdecydowanie nie pomagają. Zbigniew Woźnicki Spójrzcie na to w ten sposób: załóżcie, że Waszym bohaterem młodości zostawał Iron Man po obejrzeniu filmu z 2008 roku. Byliście bardzo mali, utożsamialiście się z walką o dobro itp. Dlaczego taki Moon Knight nie może być Iron Manem? Wierzcie lub nie, ale warsztatowo te produkcje są na naprawdę podobnym poziomie. Mam wrażenie, że to nam miesza się percepcja – dziś Marvela oglądamy, zakładając okulary z nostalgicznym filtrem. Albo do tematu możemy podejść zupełnie inaczej: kiedy wychodziły pierwsze filmy superbohaterskie, nasi rodzice nie mieli porównania. Nie mogli powiedzieć: „Słuchajcie, Spider-Man Sama Raimiego jest czymś słabym, bo wcześniej powstał…” i tak dalej, i tak dalej. A więc wpadali w zachwyt, bo nie mieli z czymś takim wcześniej do czynienia (pomijam Burtonowskie Batmany, które znacznie różnią się od tego, co proponuje Marvel). My natomiast nieustannie przyrównujemy, ciągle patrzymy wstecz, a podświadomie wiemy, że dorośliśmy. Że mało co pokochamy w popkulturze tak niewinną miłością. Boimy się, a strach prowadzi do wielu nieoczekiwanych frustracji. Tym sposobem na prawo i lewo krzyczymy, że „to już nie jest to samo!”. Minęło prawie piętnaście lat od pierwszego Iron Mana, a my dorastamy. I zapominamy, że taki Shang-Chi może stać się nowym ulubionym superbohaterem jakiegoś małego Jasia z Polski. I ten chłopiec pokocha sztuki walki ukazane na ekranie czy przepięknie zrealizowane smoki. W jaki sposób mamy czerpać satysfakcję, skoro patrzymy na filmy Marvela przez pryzmat przeszłości? Albo wręcz z takiej trzeciej osoby, tak bardzo zdystansowani? Ja sam zazdroszczę młodym widzom, że z kina wychodzą po filmie Marvela spełnieni i cholernie uśmiechnięci. Brakuje mi tego. EpilogCałkiem świadomie omijam personalne odczucia dotyczące Thorze 4 i zbytnio tej produkcji nie analizuję. Nie zmienia to faktu, że seans filmu Taiki Waititiego stał się punktem zwrotnym w moim dotychczasowym myśleniu. Wręcz odkryciem! Taika jest geniuszem, bo rozumie ten biznes. A to ja jestem kompletnym idiotą w momencie, w którym krytykuję ten film. Czas na kilka [SPOILERÓW]. Wszyscy narzekają, że główny antagonista porywa w filmie dzieciaki (wokół tego kręci się cały film), ale kiedy masz dziesięć lat, to – przepraszam za żart niskich lotów – kupujesz pampersa, bowiem wyobrażasz sobie, że mógłbyś być na miejscu któregoś z nich. Kiedy Thor tworzy swoją grupę młodocianych galaktycznych wikingów, to przecież cała sekwencja musi być niebywale czadowa dla małego widza, który od razu zaczyna czuć, że sam należy do tego zespołu i strzela laserami z oczu. A Thor jako supertata? Na pewno zwiększy to jego popularność wśród młodszych widzów. Decyzje twórcze w tym filmie na pierwszy rzut oka są infantylne, ale w istocie są one genialne. Są nie dla nas, wyjadaczy, ale dla nich, przyszłych wyjadaczy, dziś jeszcze największych fanów. Powrócę jeszcze do wcześniejszego zdania i je poszerzę. Od czasu Wojny bez granic nic od Marvela mnie nie zaskakuje, bo było to zwieńczenie mojej przygody superbohaterskiej. Filmowe wkroczenie w dorosłość brzmi patetycznie, ale może coś w tym jest? Czy to był moment przełomowy? Taki, który wyznaczył koniec mojej dziecięcej fascynacji? Tak. Bo z filmami Marvela jest jak z powieściami lub reportażami. Przeżywamy je, ale potem wszyscy wracamy do siebie (sentencja podkradziona z książki Fakty muszą zatańczyć), do własnego podwórka. Dlatego podskórnie boli mnie fakt, że stałem się jedną z tych osób, które wywoływały we mnie tyle dziecięcego smutku. Kiedy o tym myślę, to zdaję sobie sprawę, że ja chyba (w końcu wciąż się zastanawiam) nie mam moralnego prawa oceniać tych filmów. Jeśli chcę oglądać Marvela, to pozostaje mi milczeć. Bo filmy Marvela są dla wszystkich, ale, koniec końców, nie są dla wszystkich. I z tą myślą Was dziś pozostawiam.
tak ja nic nie czuje